Jeśli masz uwagi odnośnie serwisu Polskajazda.pl - napisz do nas:
1991 r.
Kielce
805 cm3
50 KM
69 Nm
5.30 s
Motocykl powstał na fali popularności neoklasyków w latach 90 ub. w.
Podobnie jak u innych japońskich producentów wykorzystano silnik i ramę,
ale tez inne podzespoły z istniejących już modeli Suzuki.
W bezpośrednim porównaniu do podobnych motocykli z tego okresu - np. Sevenfifty,Zephyr 750 czy choćby GSX 750, zarówno osiągi jak i prowadzenie wypadają stosunkowo blado.
Ale trzeba też przyznać że był on,
i często nadal jest najtańszym z tej grupy, również w eksploatacji (wał napędowy).
I co dla mnie najważniejsze, tylko w nim jako źródło napędu zastosowano fachowo bulgocącą widlastą dwójkę :)))
Raczej dodatkowe wyposażenie: zestaw kufrów Krauser K2 -3x40l, szyba Givi, podgrzewane rączki, extra poszycie siodła, jedyny tuning to gaźniki od wersji 45kW i niedługo pług pod chłodnicę.
Czterozaworowy OHC, V2 rozchylone o 45 stopni, z przesuniętymi czopami korbowodów o kąt 75 stopni, co w rezultacie daje pracę zbliżoną do silnika v2 - 90 stopni,
tak jak np. W Ducati.
Dość złożona konstrukcja owocuje klasycznym wyglądem, jak i redukcją drgań przenoszonych na ramę i kierownicę.
Choć nadal zapewnia bardzo przyjemny "good feeling", a po odpaleniu silnika
od razu wiadomo, że nie jest to elektryczny skuter.
Ponadto silnik od czopa generuje spory moment obrotowy, którego 90% jest już dostępne od ok.3 tys. obr. na min. co sprawia że motocykl jest żwawy, na co nie wskazywałaby relatywnie niska moc.
Za miękkie, zwłaszcza przy pełnym obciążeniu często dobija.
Tyle, że pewnie konstruktorzy nie przewidzieli eksploatacji w ciężkim terenie, t.j. na polskich "drogach".
Nie bez kozery pan Lech Potyński twierdzi, że najlepiej sprawdzający się u nas turystyk to Africa Twin czy Tenere.
Ponadto, zarówno masa jak i płasko ustawiony widelec powodują specyficzne prowadzenie w zakrętach, ale przyzwyczaiłem się i po obuciu kół w Bridgestony BT45, na krętym ale w miarę przyzwoitym asfalcie krzesam iskry z centralnej podstawki!
Niezwykle uciążliwy powrót z ukochanych Bieszczad do rodzinnych Kielc. W nieustających strugach deszczu, oboje z moją Magdą wystrojeni, a jakże - w ramoneski, które przemokły już po kilkunastu minutach.
Dziękowałem w duchu jakiemuś niemcowi, poprzedniemu właścicielowi, który założył
podgrzewane rączki kierownicy, bo to właśnie moje dłonie były jedyną
częścią ciała, które miało jakąś normalną temperaturę.
Także samemu sobie, że nie oszczędzałem
kupując opony, dzięki czemu znakomicie
spisujący się motocykl, bez problemu
dowiózł nas do domu, po wielogodzinnej
walce z deszczem i zimnem.
A jedyną jak się okazało awarią, była zamoczona bateria "tuningowego" zegarka
zamontowanego w nakrętce
główki ramy ;)
Oczywiście jakiś neoklasyk, dwa duże chłodzone powietrzem cylindry, sprawdzone rozwiązania,
na wtrysku, pędzony wałem, etc.
Rozsądek podpowiada: BMW R1100, R1150.
Ale niespokojne serce płonie na myśl o Moto Guzzi V10 Centauro, lub V11 takim jak Scura, czy LeMans. A może Ducati ST, który połączy przyjemne z pożytecznym, czas i możliwości finansowe pokażą.
Minusem, utrudnione czynności serwisowe (wymiana uszczelniaczy w lagach wymaga specjalnego klucza do ich rozkręcania), przy regulacji zaworów najlepiej byłoby mieć nieograniczony czas, anielską cierpliwość i rączki jak gejsza.
Synchra gaźników lepiej nie zlecać domorosłym mechanikom samoukom.
Klucz do świec, po długim szukaniu znalazłem oczywiście tylko w firmowym salonie Suzuki.
Niska cena motocykla odbija się na
słabej jakości wykonania, byle jak położone spawy, przygotowanie pod powłoki lakiernicze czy galwaniczne co objawia się korozją, z czym zresztą mozolnie walczę.
A plusy to cała reszta.
tym, że może i u nas w kraju pojawi się kiedyś sieć niekoniecznie głównych, ale
krętych, i w miarę bezpiecznych dróg, najchętniej coś jak odcinek Baligród-Cisna :)